Świat się zmienia. Coraz więcej ułatwień i udogodnień. Coraz więcej towarów, produktów i ofert. Do wielu miejsc można dotrzeć coraz szybciej i coraz łatwiej.
Zrobiło się, jakby, bliżej. Wszędzie.
W wielu rejonach górskich robi się wszystko aby turysta lub wspinacz miał jak najłatwiej i jak najprzyjemniej. Ciężki plecak? Nie ma sprawy – jest tragarz.
Jesteś głodny? Nie ma problemu, postawimy mesę, a kucharz przygotuje pyszny posiłek.
W górach nie jest już ciężko i wymagająco, jest raczej przyjemnie i błogo.
Nie szukamy drogi na mapie. Jest przewodnik. Nie niesiemy bagażu. Są muły lub tragarze. Nie gotujemy. Jest kucharz. Nie rozbijamy namiotów. Od tego mamy kogoś innego.
Europę, którą przenieślismy już do azjatyckich i afrykańskich kurortów i odgrodziliśmy się w nich od wszystkiego co lokalne, powoli przenosimy w góry. Nawet te najbardziej egzotyczne. Ten proces trwa i tak pewnie musi być.
Szliśmy wokół Toubkala, dźwigając plecaki, namioty, prowiant i sprzęt do gotowania. Wiedząc że można to zrobić inaczej. Łatwiej i przyjemniej.
Co tu dużo gadać – w przyszłym roku my również będziemy organizować ten trekking wraz z całym miejscowym zapleczem ułatwień – z przewodnikami, poganiaczami mułów, kucharzem…
To naprawdę długa, wymagająca trasa i jej przejście daje wiele satysfakcji.
Ale zostaniemy też, mimo wszystko, przy wariancie, w którym ruszamy w góry zdani na własne możliwości, umiejętności i sprzęt. Pokonując wysokie przełęcze, planując biwaki, będziemy odliczać kolejne kilometry.
Nie spotkaliśmy na tej trasie praktycznie nikogo – byliśmy tylko my, góry i ci, którzy w nich mieszkają – Berberowie.
Było słońce, był wiatr i był deszcz, były góry i doliny. I tak przez kilka dni.
Tak jak kiedyś.
Czy naprawdę “kiedyś”?
Dziękujemy wszystkim uczestnikom za udział w wyprawie. Były skaliste góry, był upalny Marrakesz, szum i chłód oceanu i na koniec Wielki Meczet w Casablance w oparach przedświtu. I Wy we wszystkich tych miejscach.
0