Kolejny wyjazd do Iranu za nami. Za każdym razem jest inaczej. Teraz było tłoczno, gwarno i ciepło, a schronisko Bargah (dosłownie) pękało w swoich kamiennych szwach…
Jeszcze pamiętamy przenikliwe, mroźne zimno i silny wiatr z zeszłego roku. W tym roku podczas wchodzenia na szczyt było nawet przyjemnie ;-), a siarkowa chmura na samej górze nie dokuczała w ogóle. DEmawend czekał spokojnie aż na niego wejdziemy i z niego zejdziemy. Nie przejął się nami. Teherana jest chyba coraz większy, coraz głośniejszy, a powietrze w mieście coraz bardziej gryzie w gardło…
Trudno się oprzeć wrażeniu, że Iran pędzi. Nie wiadomo tylko w jakim kierunku. Pędzą ludzie, samochody, skutery, dni…Potężny kraj zamknięty w swojej własnej pułapce – ważny w regionie, aspirujący do roli mocarstwa, bogaty w gaz i ropę, ale jednek zamknięty, odstający od świata, który przecież też pędzi do przodu, ale chyba w zupelnie innym kerunku. Miło jest słyszeć na ulicy “welcome to Iran”. Miło jest słyszeć podziękowania za to, że się do Iranu przyjechało. Fajnie jest pogadać o Kurku, Zagumnym i siatkówce. Fajnie jest pomysleć, że sankcje gospodarcze odchodzą w przeszłość i kraj będzie mógł odetchnąć, a my kupimy taniej ropę.
Trudno jedynie sobie ten oddech wyobrazić. Trudno powiedzieć czy komuś jest on tam potrzebny. Obok oficjalnego świata Islamskiej Republiki Iranu powstało tam tak wiele światów nieoficjalnych, tak bardzo od siebie różnych i tak bardzo się wykluczających, że zniesienie sankcji raczej nic nie zmieni w tzw. normalnym życiu. Plątanina ludzkich powiązań, potrzeb i zależności jest chyba zbyt gęsta. Jest obok państwa, które chce kontrolować wszystkich i wszystko. I gdzieś w środku tego wszystkiego przemykamy my, przenosząc kolejny raz torby i plecaki z hotelu do busa i z furgonetki na muły, poganiane przez Tadżyka z Afganistanu, który przyjechał do Iranu za pracą i chlebem…
0