Ruszyły himalajskie wyprawy. Tym razem samo dotarcie do Kathmandu okazało się być bardzo trudne. Z uwagi na silne zamglenie samolot najpierw krążył ponad godzinę nad Kathmnadu, a potem próba podejścia do lądowania zakończyła się poderwaniem maszyny 500 m nad pasem startowym, a ze paliwa było mało polecieliśmy z powrotem do Indii zatankować. Ale nie ma tego złego… Długie krążenie u podnóża Himalajów pozwoliło nam podziwiać wspaniałe widoki na 9 ośmiotysięczników: Dhaulagiri, Annapurnę, Manaslu, Shishapangmę, Cho Oyu, Everest, Lhotse, Makali i co rzadko spotykane Kanczendzongę.
Po szczęśliwym lądowaniu w Kathmandu trafiliśmy w sam środek święta Divali. Na ulicach fajerwerki, światła i lampiony, grające orkiestry dęte, czyli nepalskie świętowanie.
0